kocham moje auto

To dziś pojedziemy cytatem z książki Gary’ego L.Thomasa Cenniejsza niż perły, której lektura swego czasu kosztowała mnie naprawdę wiele. Niektóre z jej tez nadal są dla mnie trudne do przyjęcia 😉 Ale może Kolega redakcyjny Michał kiedyś nawiąże.

„Samochód zawozi mnie tam, dokąd chcę, i nie pyta, jak się czuję. Samochód pozwala mi krzyczeć na innych kierowców, nie mówiąc: ‚Dlaczego się tak denerwujesz?’ Samochód pozawala mi słuchać programów sportowych w radiu, nie pytając, na jaki kolor chciałbym pomalować kuchnię. Mój samochód jeszcze nigdy – ani razu – nie zapytał, czy coś jest nie tak, ani nie wypowiedział tych dwóch słynnych słów: ‚musimy porozmawiać’. I na dodatek mój samochód ma jasno określone potrzeby. Wiem, czy bak jest napełniony, czy tylko w połowie pełny lub prawie pusty. Na pytanie, ile jeszcze zostało benzyny, mój samochód nigdy nie odpowie: ‚Zgadnij’ albo ‚Powinieneś znać mnie na tyle, by wiedzieć bez pytania.’

Krótko mówiąc, mój samochód pozwala mojemu mózgowi odpoczywać. Mam o 15% mniejszy dopływ krwi do mózgu [niż kobiety] (…). Mój samochód to rozumie, mój samochód to szanuje.

Dlatego go kocham.” *

* ‚U mężczyzn istnieje biologiczna tendencja do poszukiwania obiektów troski, które pozwalają mózgowi wypocząć (…) bez stymulacji konwersacji nacechowanej emocjami.’ (M. Gurian What Could He Be Thinking?)

szczęśliwa 15-stka

„Wstań i chodź!” (Mt 9, 5b)

Różnie przecież bywało, a jednak uważam, że minione wspólnie piętnaście lat życia były bardzo szczęśliwymi.

Dziś rocznica naszego Sakramentu Małżeństwa i to nawet taka bardziej okrągła. Nasz mały jubileusz.

Mamy wiele szczęścia, bo spędzamy ją na rekolekcjach wraz z innymi małżonkami i rodzinami. Dzięki temu mamy trochę czasu, aby przyjrzeć się naszym wzajemnym relacjom.

I widzę wyraźnie, że to szczęście nie płynie od nas samych. Widzę, że jesteśmy razem i każde z nas z osobna oblewani zdrojem łask, które podnoszą nas z naszych słabości, przyzwyczajeń, egoistycznych oczekiwań.

Nie raz przecież, gdy upadałam, słyszałam od Jezusa: „Wstań i chodź!”. Nie raz to usłyszałam również od mojego Męża, który znosił moje humory i gorsze dni. Który nie raz mi też wybaczył.

I wiem, że po ludzku miałby dosyć troszczyć się i starać, ale właśnie dzięki mocy, która płynie z Sakramentu Małżeństwa jest w stanie ciągle się o mnie troszczyć i być darem z siebie dla mnie.

Dziękuję Ci, Panie, za mojego Męża i nasze małżeństwo, które jest naszą wspólną drogą do Ciebie.

Dorota

Boski Andy

Andrzej, zwany potocznie Boskim Andym z uwagi na swe przymioty, to osoba, której nie widać na tym blogu, mimo że bez jego pomocy trudno byłoby go współtworzyć. Poznaliśmy się 26 lat temu, a pobraliśmy się równo lat temu 11, 29 czerwca – i stąd ten dzisiejszy wpis.

Gdy Andrzej dołączył do nas w piątej klasie podstawówki, szybko staliśmy się jak Kevin i Winnie z „Cudownych lat”. Tyle rozmów, rozwiązywanych wspólnie zadań z matematyki, filozoficznych problemów, wymiany listów z wakacji i nie tylko. Tak bezinteresownej nastoletniej przyjaźni życzyłabym naszej córce i wszystkim młodym ludziom. Jak bardzo poszerza ona horyzonty.

Po rożnych liceach i różnych osobistych ścieżkach spotkaliśmy się na weselu kolegi. I poczuliśmy się ze sobą „jak w domu”. Dlatego za dwa lata zaplanowaliśmy nasz własny ślub. 😉 Trochę zajęło, zanim zrozumiałam, że mężczyzna funkcjonuje inaczej niż kobieta, że trzeba się mierzyć z bagażem wniesionych w małżeństwo zranień, że troską trzeba otaczać to, co jest, a nie ideały i wizje, że szacunek jest fundamentem. Ile jeszcze potrwa wyrobienie nawyków, które dogonią to, co się już trochę „wie”? Pomaga w tym dojrzewaniu Fundacja, której bloga z łaski Bożej współtworzę, Programy, spotkania, rekolekcje – które dziś zaczynają się dla nas w Wisełce.

Może i Wam uda się dzisiaj przejrzeć stare zdjęcia i ucieszyć się przebytą już drogą. 🙂

M

Illinois Team po Programie: Audrey

Udział w Programie wraz z ks. Jarkiem i innymi parami był dla mnie prawdziwym błogosławieństwem! Był to już nasz trzeci Program i po raz kolejny kończymy go z wrażeniem, że jest to dzieło Boże, w którym ks. Jarek jest jakże wspaniałym i posłusznym narzędziem.

Mamy udział w jego radości, łasce i oddaniu, które przyświeca jego posłudze duszpasterskiej względem par. W czasie Programu małżonkowie mają możliwość uświadomić sobie przeszkody na drodze rozwoju ich związku. Ten proces najpierw wyzwala ból, ale kiedy zranienia oddajemy Panu Bogu, w ich miejscu pojawia się miłość.

Było to także i moim doświadczeniem w czasie pierwszej edycji Programu  w którym wzięłam udział z moim mężem, Bradem, a potem w każdym kolejnym JA+TY, przy prowadzeniu którego z taką radością pomagałam. Pozostając pod wrażeniem posługi naszego duszpasterza, modlę się, by Duch Święty prowadził go przez dalsze etapy jego podróży. Jestem także wdzięczna drugiej parze prowadzącej – siła ich relacji jest dla nas przykładem. Dziękuję Panu Bogu za to, że Program się odbył w Diecezji Illionois i dziękuję Mu za to, że wzbudza w sercach małżonków pragnienie życia Sakramentem Małżeństwa. Módlmy się, by za łaską Boga to dzieło nadal przemieniało oblicze wielu małżeństw.

W Chrystusie,

Audrey Bolt

Women’s Club

– albo inaczej Modliszki. Tradycja Wrocławia. Ponownie wczoraj.

Ile to już lat spotykamy się w damskim gronie żon – próbowałyśmy policzyć, ale mimo iż kobiety mają tak szczegółową pamięć do WSZYSTKIEGO, nie udało się.

Kiedy dzwonię rezerwować stolik i mówię: dla 9 kobiet, pan rozumie bardzo dobrze, gdy proszę o ciche i ustronne miejsce. Potem gdy z Agnieszką Jacket szukamy nieobecnego w centrum w piątek wieczorem miejsca postojowego, i dzwonię rozpaczliwie, że będzie obsuwa, pan zapewnia wyrozumiale, że stolik zatrzyma.

I później też jakoś daje radę, gdy czeka na złożenie zamówienia, a my jedna przez drugą między sobą z dygresjami o parkowaniu, winie i kaloriach.* I nie zrażamy się, gdy połowy rzeczy z karty nie ma. Przecież MY jesteśmy. Ubrane w obcasy i naszyjniki, bo to nasz czas, gdy dla odmiany nie my podajemy do stołu. Choć bardzo kochamy nasze Rodziny, czasem potrzebujemy czuć się jak księżniczki.

W połowie spotkania dołącza do nas koleżanka, która przyjechała specjalnie aż 100 km z Opola. Kilka lat temu w podobnym gronie żegnałyśmy ją przed przeprowadzką całą rodziną do Manchesteru. Dziś cieszymy się, że już znowu są w Polsce, na stałe. Przyjedziemy na Modliszki do Ciebie, zapewniłyśmy wtedy. I dotrzymałyśmy słowa, Modliszki podbiły Manchester. 

Po kilku godzinach pan kelner zapytuje, co podać, a my, że już nic. Nie chciałbym, by panie siedziały przy pustym stole. – Ależ my mamy usta pełne… słów – odpowiada Danusia.

modliszki

 

Z pozdrowieniami,

Że dla odmiany z Polski, to Małgosia, ale może być i Margaret

*Czy wiecie, co to są kalorie? Wyjaśniła nam Marta. Małe krasnoludki, które – gdy my śpimy – zwężają nasze sukienki. 

sztuka wizualna

Jadąc autem mijam billboard reklamujący bikini. Michał Anioł nie wyrzeźbiłby lepiej, wszystko na swoim miejscu. Zwłaszcza brzuch, płaski jak deska do prasowania, ogłasza światu ideał ciała bez śladu macierzyństwa. A przecież jest mieszkaniem zbyt ciasnym, by  znaleźć w nim „przestrzeń życiową.”

Powinnam podziękować sklepowi, który zainwestował w reklamę. Bo zaczynam myśleć z wdzięcznością o wszystkich ciążowych rozstępach i o centymetrach w pasie, co mimo reżimu nie skrócą się nigdy do figury nastolatki. Bo wszystkie te znaki na ciele przypominają mi największą tajemnicę mojego życia: że można u siebie dać schronienie komuś, kogo przed chwilą jeszcze nie było.

I myślę, ile kłamstwa w tym wizualnym ideale kobiety, którą by można liczyć na sztuki i sprzedawać w sklepie razem z bikini. I myślę też, o ile byłybyśmy wewnętrznie bardziej wolne i bogate, gdyby nie rozdawano za darmo takich obrazków.

Małgosia